Do "Tiramisu" przyklejono już tyle etykietek, że nie sposób uczestniczyć w dyskusji o tym przedstawieniu, jeśli nie wyjaśni się, czym ten spektakl nie jest. Na pewno nie jest żeńską odpowiedzią na "Testosteron". Porównanie do "Testosteronu" brzmi chwytliwie, lecz zupełnie rozmija się z prawdą. W całym spektaklu jest dosłownie jedna scena, w której, przy odrobinie interpretacyjnej inwencji, można wskazać zapożyczenie z {#os#30243}Saramonowicza{/#}. Szał, z jakim bohaterki licytują się na marki noszonej garderoby, zdzieranie z siebie coraz bardziej intymnych jej elementów i ostentacyjne prezentowanie metek, które ma potwierdzić, że każda z pań "jest prawdziwa", rzeczywiście porównać można ze sceną, podczas której aktorzy z Montowni kolejno wykładają na stół telefony komórkowe, recytują parametry swoich samochodów i podziwiają drogie zegarki. Poza tym jednym epizodem powszechne odczytywanie sztuki Owsianko za pomocą tego klucza
Tytuł oryginalny
Kaliber Tiramisu
Źródło:
Materiał nadesłany
Opcje Nr 2