EN

28.01.2008 Wersja do druku

Kajtuś czasu złodziej

Po blisko trzech godzinach scenicznego bełkotu odchodzi w zapomnienie wszystko, co w tym spektaklu miłe i ujmujące, a pozostaje zmęczenie, irytacja i absolutny mętlik w głowie - o "Kajtusiu Czarodzieju" w reż. Łukasza Kosa w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.

Chcę, żądam, rozkazuję, żeby spektakle dla dzieci były robione mądrze, nie mamiły estetyką kiczu, starały się przekazywać wartości, które nie toną wśród gagów i efektów specjalnych. W stylu Kajtusia Czarodzieja wypowiadam magiczne zaklęcie, które ciśnie się na usta po obejrzeniu najnowszej premiery spektaklu dla młodszych widzów - "Kajtusia Czarodzieja", w reżyserii Łukasza Kosa, przygotowanej przez Teatr Polski w Bydgoszczy. Początek spektaklu jest uroczy i rozczulający. Na ogromny ekran, zasłaniający praktycznie cały tył sceny, rzucone zostają zdjęcia z dzieciństwa, najprawdopodobniej aktorów grających w spektaklu. Ten zabieg sugeruje, że przedstawienie kierowane jest nie tylko do dzieci, ale również do dorosłych, którzy mają podjąć trud poszukiwania dziecka w sobie. Wstęp zatem obiecujący, jednak po blisko trzech godzinach scenicznego bełkotu odchodzi w zapomnienie wszystko, co w tym spektaklu miłe i ujmujące, a pozostaje zmęczen

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Nowa Siła Krytyczna

Autor:

Alicja Rubczak

Data:

28.01.2008

Wątki tematyczne

Realizacje repertuarowe