"Ja, Kain" w reż. Jitki Stokalskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Piotr Iwicki w Gazecie Polskiej.
ILE KAINA, ILE ABLA? Multimedialna oprawa, muzyka sięgająca do najlepszych wzorców XX w. oraz uniwersalność starotestamentowej przypowieści o Kainie i Ablu to atuty niedawnej operowej prapremiery w Warszawie "Ja, Kain" Edwarda Pałłasza. To właśnie opera nakłada na śpiewaków najwyższe standardy wokalnego i scenicznego kunsztu, wymagając absolutnej, totalnej wszechstronności. Nie inaczej było w Warszawie. Bohaterów kreowali Jan Monowid i Andrzej Klimczak. Kompozytor obciążył ich niemal do granic artystycznej wytrzymałości, nie tylko powierzając trudne frazy, ale zmuszając do tytanicznego wysiłku umysłowego, trzeba bowiem wielkiej odporności psychicznej, aby te niemające nic wspólnego z lekkimi operowymi ariami frazy wykonać bezbłędnie. I tutaj brawa dla odtwórców głównych ról za kunszt. Nie mniej odpowiedzialną rolę mają również śpiewaczki, kontrapunktujące rozmyślania i rozterki głównych bohaterów. A jaka jest sama muzyka? Edwar