"Zamek" w reż. Marka Fiedora we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Jacek Sieradzki w Zwierciadle.
Marek Fiedor czyta Kafkę w nieoczekiwany sposób. Pamiętam jego "Proces" sprzed dziesięciu lat w Poznaniu. Brało się zawsze tę powieść za metaforę nieprzeniknionej opresji (Boga, natury, systemu politycznego), która bezdusznie aresztuje, sądzi i skazuje na śmierć bezradnego ludzkiego robaczka. Fiedor tymczasem wyczytał wtedy (w zgodzie z pisarzem) obraz z gruntu przeciwny i dosyć zjadliwy: rzecz o dobrze sytuowanym, lekko i pusto żyjącym urzędniku bankowym, "skazywanym" po prostu na dojrzewanie do rozliczenia (bez)sensu własnej egzystencji. Wrocławski spektakl też jest przewrotny, choć nie tak lojalny. U Kafki nad światem zawisł tytułowy zamek, symbol niezbadanych boskich wyroków (albo monumentalnej wszechbiurokracji). U Fiedora (i jego scenografki Justyny Łagowskiej) jest tylko pustka pięknie narysowana, rodem z amerykańskiego kina drogi. Z pustki wyłania się mężczyzna, który - ponoć wynajęty przez zamek - próbuje umościć się w społeczności sa