Powiem wprost: nie jestem zachwycony Mrożkową "Śmiercią porucznika". Przykład ten jeszcze raz podkreśla niewzruszoność literackiej reguły: parodia nie wytrzymuje dużej formy. Po dwóch pierwszych aktach,zabawnych i pozwalających doszukiwać się jakiejś autorskiej koncepcji, przychodzi trzeci - i wszystko się rozłazi. To na pewno nie szczyt możliwości Mrożka, ale raczej poważne dla niego ostrzeżenie: ścieżka, którą sobie wydeptał w polskiej satyrze, coś zaczyna się plątać. No, tak, ale co za brewerie urządza przy tej okazji "Stolica"! Od kilku numerów prowadzi ona ostrą kampanię przeciwko "Śmierci porucznika" - za rzekome szkalowanie Mickiewicza. Zaczęła ją artykulikiem p. Teofila Sygi. Włączyło się do niej dwóch szanowanych literatów. A potem nastąpiły listy czytelników, podnieconych tą "sygofantastyką", wprowadzonych niejako w trans. Niemiła i niemądra zabawa. Jest w niej jakiś zatęchły zapaszek, przypominający
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 11