„Kabaret” John Kandera, Freda Ebba, Joe Masteroffa w reż. Małgorzaty Warsickiej w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Magdalena Mikrut-Majeranek w „Teatrologii.info”.
Nowy sezon w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej zainaugurował Kabaret w reżyserii Małgorzaty Warsickiej. W spektaklu czuć atmosferę lat 30. XX wieku, więc wśród wesołych tańców i szału uniesień przebrzmiewają zapowiedzi nadchodzącej apokalipsy.
Kabaret to kultowy amerykański musical, który miał swoją premierę na Broadwayu w listopadzie 1966 roku, a na West Endzie pojawił się w lutym 1968. Widzowie na całym świecie oglądali jego ekranizację dokonaną przez Boba Fosse’a w 1972 roku, z głównymi rolami Lizy Minnelli i Michaela Yorka, która zdobyła aż osiem Oskarów. Jej scenariusz powstał na podstawie libretta musicalu Cabaret Joe Masteroffa, wcześniejszej sztuki I Am a Camera Johna Van Drutena oraz zbioru opowiadań Christophera Isherwooda Pożegnanie z Berlinem.
Kabaret od dawna znajduje się w repertuarze Teatru Rozrywki w Chorzowie. Premiera w reżyserii Marcela Kochańczyka z choreografią Henryka Konwińskiego miała miejsce w 1992 roku. W 2019 powstało wznowienie w reżyserii Jacka Bończyka z choreografią Ingi Pilchowskiej.
Spektakl bielski wyreżyserowała Małgorzata Warsicka, znana publiczności Teatru Polskiego z takich realizacji, jak Mistrz i Małgorzata Bułhakowa czy Krum Levina, nagrodzonych Złotymi Maskami. Zmierzenie się ze słynnym musicalem to duże wyzwanie, ale Warsicka koncertowo sobie z tym poradziła. W bielskiej inscenizacji Kabaretu nie znajdziemy przepychu i rozmachu typowego dla innych realizacji tego musicalu. Jest skromniej, ale nie umniejsza to wagi przedstawienia.
Akcja rozgrywa się przed 1933 w podrzędnym berlińskim kabarecie, czyli w czasie, kiedy Republika Weimarska zaczyna chylić się ku upadkowi. Przypominają o tym proste, ale szykowne kostiumy Konrada Parola, szyte na miarę tych z dwudziestolecia międzywojennego, gdy królowała moda „czasów niedoboru” – skutek wielkiego kryzysu gospodarczego. Stylizacji zgodnej z epoką, w której rozgrywają się wydarzenia, dopełniają fryzury – fale w stylu retro, przywodzące na myśl finger waves. Pewien zgrzyt wywołuje jedynie pojawiający się na scenie samochód, pochodzący nie z tej epoki, ale to niuans. Młody Amerykanin Cliff Bradshaw przemierza nim Europę w poszukiwaniu inspiracji do napisania powieści. Przypadkiem poznaje pewnego mężczyznę (Grzegorz Sikora jako Ernst Ludwig) i wraz z nim trafia do świata Kabaretu Kit-Kat. Choć kosmopolityczny Berlin nigdy nie zasypia, bawiąc się bez umiaru, pojawiają się jaskółki zwiastujące zmianę, sygnały, które odczytują tylko niektórzy. W społeczeństwie dojrzewają nacjonalizm i antysemityzm, lecz niewielu podejrzewa, że znany świat niebawem zniknie. Czuje to Cliff, który decyduje się na powrót do USA.
Historia szalonego życia berlińskiej socjety przeplata się z wydarzeniami politycznymi, mającymi wpływ na dalsze losy Europy. Kolorowe światła, futra czy żywiołowy taniec nie przysłaniają jednak clue musicalu. Sztuka mówi bowiem o niepokojących zjawiskach, jak kryzys gospodarczy i jego długotrwałe efekty, radykalizacja polityki czy wzrost znaczenia narodowych socjalistów i antysemityzm. Berlin bawi się, nie zważając na nadchodzący „koniec świata”. Nastrój zdecydowanie zmienia się, kiedy bohaterowie przywdziewają czerwone opaski ze swastyką, a stojący na balkonach Mistrzowie Ceremonii hailują. Mowa jest też o miłości w cieniu swastyki. Poznajemy bowiem dwie pary, które połączyło uczucie, jednakże żadnej z nich nie będzie dane szczęście. Zmieniająca się rzeczywistość pokazana zostaje z perspektywy dwóch pokoleń, które zarazem reprezentują także dwie grupy społeczne. Sally (Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt) – gwiazda podrzędnej estrady i Cliff (dysponujący świetnym, mocnym głosem Grzegorz Margas) spotykają się w kabarecie. Po kilku upojnych nocach dowiadują się, że zostaną rodzicami. W obliczu zmieniającej się sytuacji politycznej w Berlinie mężczyzna decyduje się na powrót do Ameryki, lecz Sally ma odmienne zdanie. Marzy o rozwoju kariery. Inny wymiar miłości obserwujemy, przyglądając się ewolucji znajomości statecznej Fraulein Schneider (Anna Guzik-Tylka – znakomita w tej roli, posągowa, powściągliwa w emocjach i uczuciach) i Rudolfa Schultza (Tomasz Lorek uroczo zakochany). Duety te zostały świetnie dobrane – także pod względem wokalnym. W pamięci mocno zapada szczególnie partia Guzik-Tylki i Lorka. Wolnym elektronem symbolizującym nocne berlińskie życie jest budząca zgorszenie Frazlein Kost i świetna w tej roli Anita Jancia. Towarzyszą jej zawsze marynarze, którzy na parkiecie wspierają także kabaretowe fordanserki.
Niewątpliwym atutem spektaklu jest muzyka grana na żywo. Kwartet (Marcin Żupański, Eugeniusz Kubat, Seweryn Piętka, Jacek Obstarczyk) pod kierownictwem Jacka Obstarczyka został nawet „wkomponowany” w scenografię, zajmując jedno z mieszkań domu wynajmowanego przez Fraülein Schneider. Oczywiście po polsku śpiewane są najbardziej znane piosenki: Money, Money (Marta Gzowska-Sawicka, Grzegorz Margas, Jan Gruca) i I Don’t Care Much (Gzowska-Sawicka). Siłą bielskiego musicalu jest z kolei trafna interpretacja songów i dobra praca nad rolami, dzięki czemu aktorom udało się stworzyć pełnokrwistych bohaterów i odtworzyć barwny świat Berlina sprzed 1933. Na wyróżnienie zasługuje żywiołowa Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt, czyli musicalowa Sally, która w finale śpiewa, że „życie kabaretem jest”, ale jej interpretacja i mowa ciała zdradzają coś zupełnie innego. Zwiewne fatałaszki w jasnych kolorach zastąpiła skromna, długa, czarna suknia, a szeroki uśmiech i pewność siebie zniknęły. Ona już wie, że świat, jaki znała, zmienia się. Jej przeciwieństwem jest Fraülein Schneider, stara panna wynajmująca pokoje, w którą wcieliła się Anna Guzik-Tylka. Aktorka zbudowała postać intrygującą, spokojną, opanowaną, wręcz posągową, podszytą odrobiną dulszczyzny, ale i humoru.
Kluczowy jednak dla spektaklu jest Mistrz Ceremonii, a w Bielsku-Białej zdecydowano się na interesujące rozwiązanie. W filmie Fosse’a Mistrza Ceremonii gra nagrodzony Oskarem Joel Grey, w chorzowskiej wersji Kabaretu – Kamil Franczak, a w Bielsku-Białej bohater został zduplikowany, bowiem w roli tej obsadzono dwoje aktorów – Martę Gzowską-Sawicką i Adama Myrczka. To niczym yin i yang, dwie strony monety, świadomość i podświadomość. Jak wyjaśnia reżyserka, zabieg ten odpowiada jungowskiej zasadzie Persony i Cienia. O ile Persona będąca kompromisem pomiędzy jednostką a społeczeństwem zwrócona jest ku światu zewnętrznemu, o tyle Cień jest nierozłączną częścią Psyche, to część naszej nieświadomości zawierająca stłumione pragnienia, moralnie niskie instynkty czy resentymenty. Bohaterowie wykreowani przez Gzowską-Sawicką i Myrczka posiadają dodatkowo pierwiastek diaboliczny. Doskonale się uzupełniają, dopełniają. Towarzysząca spektaklowi czerwień i czerń dodatkowo podkreśla piekielne asocjacje, wszak akcja rozgrywa się w „świątyni rozpusty”.
Na uwagę zasługuje choreografia Anny Godowskiej – dobrze osadzona w muzyce i świetnie zatańczona. Jednakże taniec ten daleki jest od kabaretowej lekkości, frywolności. Zalotne fordanserki z Kit-Kat ubrane są w bieliznę, a ich twarz zdobi mocny makijaż. Nadają kabaretowi wyrazu, zapraszając do świata niekończącej się przyjemności. Życie bohaterów pędzi, nie mają czasu na refleksję, ale ich ciała ciążą bardziej ku dance macabre niż afirmacji życia. Jest i akcent humorystyczny, czyli taniec Mistrzów Ceremonii w kapeluszach wypełnionych owocami. A scenografia? Skromna, ale absolutnie czarująca. Składa się m.in. z przekroju betonowej kamienicy z potężnymi schodami oraz luster i kurtyny pokrytej obrazami przedstawiającymi karminowe usta. Obrazy budowane konsekwentnie przez Natalię Mleczak przypominają malarstwo epoki art déco (zwłaszcza scena, w której Fraulein Schneider stoi samotnie w jednym z mieszkań swojej szarej kamienicy). Dodatkowych znaczeń warstwie wizualnej dodaje reżyseria światła Jędrzeja Jęcikowskiego (np. w pamięci zapada moment, kiedy dwa snopy światła krzyżują się na czerwonym tle).
Choć oglądamy Kabaret, atmosfera nie jest iście kabaretowa, a pełna napięcia, niepokoju. Diaboliczne kreacje Mistrzów Ceremonii zwiastują nadchodzącą apokalipsę. Niepokój przebrzmiewa także w dźwiękach piosenek i sposobie ich wykonania przez aktorów. Z rozterkami wewnętrznymi mamy do czynienia w protest songu Co byś zrobił Fraülein Schneider Anny Guzik-Tylki, która pomna słów Cliffa, obserwując zmieniającą się rzeczywistość, rezygnuje z małżeństwa z żydowskim przedsiębiorcą – właścicielem owocarni. Używając wielkiego, różowego neonu, twórcy spektaklu pytają: „Was it real?”. To przestroga, artystyczne napomnienie w czasach odradzających się ruchów nacjonalistycznych, wszak historia lubi się powtarzać.
Kabaret Muzyka: John Kander; teksty piosenek: Fred Ebb; libretto: Joe Masteroff; tłumaczenie: Kazimierz Piotrowski, Wojciech Młynarski; reżyseria: Małgorzata Warsicka; scenografia: Natalia Mleczak; kostiumy: Konrad Parol; choreografia: Anna Godowska; reżyseria światła: Jędrzej Jęcikowski; aranżacje i kierownictwo muzyczne: Jacek Obstarczyk. Teatr Polski w Bielsku-Białej, premiera 7 października 2023.