W przedwyborczy wieczór opuszczałam Teatr Muzyczny w Gdyni z uczuciem niemal aktorskiego współuczestnictwa, podzielanym - jak sądzę - przez większość premierowej widowni. Spektakl "Cabaretu" (tego, tego!), w reżyserii Jerzego {#os#1098}Stuhra{/#}, przybrał jakby podwójną postać. Jeden odegrano na scenie - drugi, na widowni i (zwłaszcza!) w obszernych salonach recepcyjnych teatru. Dwa były zespoły aktorskie i dwie publiczności - wzajemnie się przenikające i nawzajem siebie ciekawe. Premiery w TM mają z reguły swoją stałą publiczność, złożoną ze snobów i artystów. Tym razem, po aptekarsku reglamentowane zaproszenia, zgromadziły jeszcze światek biznesmenów i polityków wraz z otaczającymi ich satelitami. Sprawiły to na równi trzy przyczyny: Data przedstawienia - w ostatnią noc polskiego kapitalizmu, przewidywaną wynikami sondaży opinii publicznej, prowokującymi do zachowań niekonwencjonalnych, nawet szalonych; temat spektaklu - rozgr
Tytuł oryginalny
Kabaret x 2
Źródło:
Materiał nadesłany
Morze i Ziemia nr 40