Obserwujemy, jak narasta tęsknota za wyrazistym projektem, za nowym porządkiem, wielką, wspólną opowieścią - o spektaklu "Pożegnanie jesieni" w reż. Piotra Siekluckiego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.
Narkotyki, seks, rozpacz, zazdrość, obsesja - oto świat powieści Witkacego. Świat, do którego zaprasza nas Sieklucki i Kireńczuk, zamieszkiwany przez Atanazego, Prepudrecha, Zosię, Helę i całą resztę parszywej zgrai, okazuje się czymś więcej niż portretem indywidualnych degeneracji, osobistych transgresji, maniakalnych uwikłań. Przyglądamy się tyleż efektownym, co pustym i nic nieznaczącym gestom ostatnich bohaterów starego świata. Cały ten perwersyjny cyrk, barwny karnawał skażony jest poczuciem schyłku i lękiem przed tym niezdefiniowanym nowym porządkiem, który nadchodzi. To poczucie wybrzmiewa dziś dalece silniej niż trzy lata temu, gdy wrocławskie "Pożegnanie jesieni" miało premierę. W przestrzeni przywodzącej na myśl na zmianę tandetny ogródek piwny i dworcową poczekalnią zjawiają się kolejno mieszkańcy. Scenografię, przypominającą miasteczko Twin Peaks, uzupełnia wanna oraz mały ołtarzyk z Najświętszą Panienką, z dyscypl