O inicjatywie Michała Walczaka i Polsce, która jest samograjem kabaretowym w felietonie dla e-teatru pisze Małgorzata Sikorska-Miszczuk.
Kabaret na Koniec Świata to jest cudowne dziecko Michała Walczaka. Sam Walczak też jest - powiem to bez wahania - cudownym dzieckiem, a do pełni księżycowej dorzucę, że przystojny i inteligentny. Jeśli otworzy się gazetę z repertuarem teatrów, to dokładnie teraz, kiedy piszę te słowa, w Narodowym grają "Polowanie na łosia", w Teatrze na Woli za chwilę premiera "Amazonii", w Teatrze Polonia Krystyny Jandy idzie monodram "Ojciec polski" z Rafałem Rutkowskiego, a w Laboratorium Dramatu "Rekonstruktor" z Wojtkiem Solorzem. Walczak zaczął mówić o Kabarecie na Koniec Świata werbując autorów i opowiadając o samej idei już wczesną jesienią 2010. Jakoś widocznie ciągnie go w stronę wypróbowywania nowych form, w stronę humoru, przełamywania tabu, absurdu. Michał ma (chyba jako dar od Boga) coś w rodzaju naturalnego połączenia z aktorem; jest ciekaw aktora z całą jego zmysłowością, żywotnością, spontanicznością, bezpośrednim wyzwalaniem się