- Jego mądrość i inteligencja, jego znajomość mentalności Polaków sprawiają, że jego satyra ma wartość ponadczasową. Hemar świetnie znał też psychikę kobiet i potrafił to wykorzystać w pracy z aktorkami, w kształtowaniu ich osobowości scenicznej - rozmowa z reżyserem Januszem Szydłowskim o spektaklu "Powróćmy do tamtych lat" Teatru Variété w Krakowie.
Reżyserując ten spektakl, powracasz do swoich "tamtych" londyńskich lat... - To właśnie wtedy rozkochałem się w tej twórczości, poznałem artystów, dla których te piosenki i teksty były pisane: chociażby Zofię Terné, która miała wystąpić w ostatnim programie Hemara, przygotowywanym w sierpniu 1939 roku w nowo założonym przez Jarosy'ego kabarecie Figaro. Do premiery już nie doszło. Wybuchła wojna. Także - Władę Majewską, Lolę Kitajewicz, Stanisława Ruszałę - ostatniego męża Lody Halamy, Renatę Bogdańską, czyli generałową Andresową; z Renatką śpiewaliśmy piosenki z okresu wojennego. Wszyscy ci artyści wcześniej pracowali z Marianem Hemarem i widać było, czego nauczył ich mistrz. Ich piosenki, monologi, skecze, szmoncesy to były sceniczne perły. Sam późno przyjechałeś do Londynu. - W 1986 roku, 14 lat po śmierci Hemara. Ale jestem dumny, że jego laseczkę Zosia Terné przekazała właśnie mnie. Występowałem m.in. w POSK