- Może moja książka pomoże niektórym wybierać najciekawsze rzeczy z ogromu form kultury popularnej. Bo, czy te współczesne biesiady mogą ukształtować naszą świadomość? Czy mogą odegrać taką rolę jak Salon Niezależnych? Czy to jest w ogóle możliwe? I o czym to świadczy? Czuję, że byśmy do strasznie pesymistycznych wniosków doszli - z prof. Izoldą Kiec o jej "Historii polskiego kabaretu" rozmawia Paweł Płoski w Teatrze.
PAWEŁ PŁOSKI Stawia Pani sprawę jasno - książka jest o sztuce kabaretu. Zatem co możemy nazwać sztuką kabaretu? IZOLDA KIEC Kilka lat temu napisałam książkę "Wyprzedaż teatru w ręce błazna i arlekina" ujmującą kabaret bardziej teoretycznie. Dzieje kabaretu podzieliłam w niej na dwa etapy - kabaret jako forma teatralna i kabaret jako forma estradowa. Sztuka kabaretu dla mnie to wszystko to, co mieści się w ramach teatru. Można nazwać estradę sztuką, ale jednak estrada już bardziej wkracza w codzienność, i gdzieś tracimy tę - jak to nazywali dawniej teoretycy - autonomię teatru. Teatr, pomimo że porusza pewne sprawy społeczne czy operuje środowiskowym dowcipem, jest jednak zamkniętą całością, która funkcjonuje obok rzeczywistości. A estrada się wpisuje w rzeczywistość jako jej część. I dla mnie ten podział byłby najważniejszy. PŁOSKI Odróżnia też Pani kabaret telewizyjny od programu rozrywkowego. KIEC Tutaj były kont