- Ja, zagorzały patriota, nie przepadam za tym krajem. Głupota tego społeczeństwa mnie ubezwłasnowolnia. Gdyby mi ktoś 20 lat temu powiedział, że wolałbym, żeby moja córka wyjechała w świat, tobym zabił. W tej chwili sam zaczynam o tym myśleć - mówi JAN ENGLERT, aktor, dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie.
Artysta, dyrektor, mąż, tata. Jeden z najwybitniejszych współczesnych aktorów. Mężczyzna, który zawsze podobał się kobietom, z czego zresztą chyba zdaje sobie sprawę. Patriota i romantyk, wychowany w legendzie polskich powstań. Człowiek w pewnym sensie... nieśmiertelny. Dlaczego? Przeczytajcie. Bronił się Pan przed tym wywiadem. - Uległem pani uporowi w ramach tolerancji. Bo jakie mam prawo do wygłaszania złotych myśli?! Jeśli mnie pani spyta o Czechowa - to jest konkret. A mówiąc o sobie, człowiek kreuje się, bredzi coś lub idzie na całość, mówiąc, że żyć bez żony nie może. I zawsze w dwa miesiące potem jest rozwód! Jestem na tym etapie, że mnie to złości. Dlatego bronię się przed wywiadami. Ze mnie trudno wyciągnąć prawdę. Nie kochają mnie łowcy sensacji. Tyle razy pisano o mnie rzeczy wymyślone. Ale nawet nie interweniowałem, bo po co. Śmiał się Pan? - Nie, ze dwa razy zabolało. Spytam o urodziny. Lubi Pan