"Emigranci" z Teatru Łaźnia Nowa są przedstawieniem o tym, w jaki sposób kategorie "inteligencji" bądź "ludu" konstruowane są jako społeczne role i wprzęgane w mechanizm sprawowania symbolicznej władzy - pisze Witold Mrozek w felietonie dla e-teatru.
Od 1975 roku "Emigranci" Mrożka ciągle goszczą na polskich scenach. Powracające w różnych wariantach napięcie "lud-elity", kolejne fale polskiej emigracji - czasem dzielonej mniej lub bardziej słusznie na polityczną i zarobkową, wreszcie fakt, że do wystawienia dramatu wystarczy dwóch aktorów - to kilka z licznych możliwych powodów popularności tekstu o dwóch Polakach siedzących w piwnicznej klitce, gdzieś daleko od domu. Na początku XXI w. emigracja zarobkowa stała się zbiorowym doświadczeniem kolejnego pokolenia Polaków, dyskusje o pojęciu wolności - bo to między innymi o niej rozmawiają bohaterowie - zawsze są na czasie. Najnowsza, nowohucka inscenizacja "Emigrantów" - w reżyserii Wiktora Rubina - nie jest jednak o Polaku-wiecznym tułaczu, nie mówi też o niewolnictwie czy wolności, politycznej czy "duchowej". Owszem, Rubin i dramaturżka Jolanta Janiczak zrobili spektakl o polskiej inteligencji - jednak znów nie o tym, jak to "mędrek" dogada