Brecht i Veil nazwali tę sztukę operą. Autorzy warszawskiego przedstawienia, oryginalny tytuł - "Powstanie i upadek miasta Mahagonny" - skrócili do jednego hasła - nazwy miasta, o operze też nic się nie mówi. Padają innego typu sformułowania - teatr muzyczny, teatr Brechta. Nazwy opera lepiej nie szargać - świętość, której tradycja wielkiego śpiewania wystawiła zupełnie inny ołtarzyk. Jakoś nie potrafimy wychylić się nawet na milimetry z klasycznych podziałów. Wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby któraś z naszych oper wystawiła operetkę. Poważni artyści i podkasana muza... coś takiego? Tymczasem właśnie dzięki małemu "okienku" wiemy, że wspaniałe teatry na świecie, nawet te z nobliwym przedtytułem lubią sobie czar sami pohasać. Inna sprawa, trzeba umieć. "Mahagonny" to rzecz nie o hasaniu, jakkolwiek raz po raz któryś z wygłodniałych drwali wyprowadza tę, czy tamtą wspaniałą dziewczynę za pieniądze na pięterko. Ten teatr ma
Tytuł oryginalny
Jutra nie będzie?
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Robotnicza nr 10