"Judyta" w reż. Wojtka Klemma z Teatru Współczesnego w Szczecinie na XXXII Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Paweł Soszyński w Dwutygodniku Stronie Kultury.
"Judyta" Wojtka Klemma to spektakl przedziwny: rozgrzewa medium teatralne do czerwoności, choć rezygnuje ze scenicznych efektów. Wstrzymanie, wygłuszanie, wyrównywanie amplitudy dramatu - wszystko to zmierza prosto w punkt, czuć w tym też ogromną precyzję reżysera. Przez dwie godziny będziemy świadkami powolnego osuwania się narracji ze spektaklu. Właśnie to przesunięcie - świetnie wyczuwalne, ale bardzo ciężkie do prześledzenia - ruch, który trzy piętra poniżej sceny przybiera postać trzęsienia ziemi, a na niej jest ledwie zauważalnym drganiem wtórnym, jest w szczecińskiej "Judycie" najbardziej poruszający. Judyta, zamknięta w teatralnej sytuacji, uwięziona w idiomie dramatu Hebbla, będzie musiała się - z tej sytuacji i z tego idiomu - wyzwolić. Zadanie tragiczne, właściwie niemożliwe. A jednocześnie zadanie piekielnie aktorskie, próba, w której teatr trzeba odrzeć aż do kości. Duża scena Teatru Studio, właściwie naga, w pierwszej scen