Judyta nie wzbudza wyłącznie współczucia, chociaż od początku wiemy, jakie jest jej przeznaczenie - o "Judycie" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pisze Joanna Flis z Nowej Siły Krytycznej.
"Judyta", tragedia XIX-wiecznego dramatopisarza Friedricha Hebbela, wyreżyserowana przez Wojtka Klemma, to pierwsza premiera szczecińskiego Teatru Współczesnego w nowym roku. Jego twórcy zmierzyli się z historią religijnej męczennicy, Joanną d'Arc Starego Testamentu, kobietą - symbolem. Ale zaproponowana przez nich opowieść mocno odbiega od biblijnego pierwowzoru. Starotestamentowa historia Judyty na myśl przywodzi nam obraz bohaterskiej wojowniczki - cnotliwej niewiasty, która z Bogiem w sercu i modlitwą na ustach rzuca się do walki o dobro mieszkańców Betuli. Wchodzi do "paszczy lwa" - obozu najeźdźcy - okrutnego Holofernesa, by omotać go, uwieść i zabić. Przed oczami staje nam postać kobiety z trofeum w dłoniach - uciętą głową najokrutniejszego z wojowników. Odtąd Judyta postrzegana będzie jako ta, która wyzwoliła uciemiężony naród. Wykazała się sprytem i odwagą, jednocześnie pozostając wierną Bogu. Ale czy do końca tak było? Może Ju