Telewizyjana prapremiera "Judasza z Kariothu" K. H.Rostworowskiego stała się prawdziwym wydarzeniem. Przede wszystkim dlatego, że po wielu latach nieobecności na scenie i w świadomości społecznej - przypomniano (pierwsza zrobiła to zresztą Izabella Cywińska swoją niedawną premierą w Poznaniu!) nareszcie dzieło dramaturga, który uważany był za najwybitniejszego twórcę przed wojną. I jeśli nawet w ówczesnych entuzjastycznych ocenach dopatrzeć się można przesady (twórczość Rostworowskiego budziła zresztą od początku kontrowersyjne sądy, w równym chyba stopniu zachwycała, jak i wzburzała krytykę) - w krajobrazie dramaturgii polskiej była tak ważna i tak znamienna, że usunięcie jej z obiegu, skazanie na niepamięć musiało zubożyć, a zarazem zafałszować pełny obraz tego, co tworzyło teatr polski. Dziś, po świeżej premierze w teatrze poznańskim i, zwłaszcza, po prapremierze telewizyjnej - rzecz nieomal niewiarygodna: jak
Tytuł oryginalny
"Judasz" i nowe przykazanie
Źródło:
Materiał nadesłany
Za i przeciw Nr 20