W iście amerykańskim stylu przygotowywano w naszym teatrze polską prapremierę musicalu Andrew Lloyd Webbera pt. "Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze". Najliczniejsza obsada, najintensywniejsze tempo prób, najtrudniejsze eliminacje, najwięcej scenicznych "bajerów", najlepsza reklama - dzięki radiowej "Trójce" i "Teleexpressowi", najznamienitsi sponsorzy, ci wspierający jedynie autorytetem (The British Council) i ci sypiący groszem, jak "Smirnoff" czy "Raffil". A efekt? Nie powinno się oceniać premierowych spektakli, pisałam o tym wiele razy. Zdenerwowanie twórców i wykonawców za każdym razem skutecznie zamazują rzetelny obraz, zaś sobotnie zdenerwowanie twórców "Józefa..." graniczyło z histerią. Jednak o tej inscenizacji można pisać ze spokojem. Zapowiada się bardzo dobrze, a kiedy minie zdenerwowanie - pewnie będzie już tylko lepiej. Zacznijmy od technikoloru, czyli - w ogromnym uproszczeniu - techniki filmowej, polegającej na przenoszeniu
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Radomskie nr 42