- Sukces spektaklu to nie jest tylko sukces jednej osoby. Pracują na niego soliści, balet, orkiestra, dyrygent, technika, panie które mnie ubierają, malują, cała atmosfera, która jest przy każdym spektaklu - mówi śpiewaczka operowa Jolanta Wagner w rozmowie z Magdaleną Jasińską w Expressie Bydgoskim.
Ostatnio furorę robi Pani postać ze "Strasznego dworu", czyli Cześnikowa. - Próbuję tę postać zupełnie przypadkowo, bo prosiłam dyrektora Figasa, bym mogła zrobić tę partię, że bardzo chciałabym z nią kiedyś się zmierzyć i ostatecznie zaśpiewałam drugą premierę, więc bardzo się cieszę. Ile to lat minęło od czasu sławnej "Halki"? - 6 lat, to był 2013 rok. I można powiedzieć, że ta kariera tak się rozwija jak u pięknego Kopciuszka. Mój kolega, który na pewno bydgoskiej publiczności jest doskonale znany, Adam Woźniak, mówi: "Jolu taka kariera od pucybuta do milionera" - oczywiście wszystko to jest żart. Nie wiem czy kariera, po prostu jakiś taki dar od losu, że mam szansę śpiewać te partie, o których zawsze, całe życie marzyłam i w tych teatrach, w których chciałam. Jest Pani absolwentką wydziału wokalno-aktorskiego bydgoskiej Akademii Muzycznej w klasie profesor Katarzyny Rymarczyk. Czy to, że dopiero po latach została