Wszystko, co robiła Joanna, miało rozmach i gwarantowało wysoki poziom. Umiejętnie łączyła w sobie badaczkę, prowadzącą nieco bardziej osiadły tryb życia, z praktyczką, wiodącą życie wędrowne, pełne rozmaitych przygód i niespodziewanych zwrotów akcji. Była nomadką teatralną.
Na łamach pierwszego tegorocznego numeru "Teatru" Joanna Puzyna-Chojka wspominała profesora Jana Ciechowicza [oboje na zdjęciu], wybitną osobowość trójmiejskiej teatrologii, która opuściła nas we wrześniu zeszłego roku. Mówiła o nim: "Mój Profesor", "Mistrz od teatru, ale też od życia". On o niej: "Moja Doktórka". Teraz, z wielkim bólem i niezgodą na jej przedwczesne odejście, przychodzi mi przypomnieć ją samą... - charyzmatyczną, wyrazistą i niezastąpioną postać polskiego teatru. Joanna Puzyna-Chojka zginęła na Bałkanach w wypadku samochodowym 28 czerwca 2018 roku, w drodze na wakacje. Była gdynianką, a dokładniej chylonianką, z urodzenia, ale mogłaby się przedstawiać, wzorem Holly Golightly, "Joanna Puzyna-Chojka - w podróży". Jednak w odróżnieniu od postaci stworzonej przez Trumana Capote'a, ona zbudowała swoją bazę, swoje centrum świata, do którego wracała nocnymi autobusami, pociągami, autostradami. Miała wspaniałą rodzinę -