"Czarownice z Salem" Arthura Millera w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Łukasz Kaczyński w e-kalejdoskopie.
Nowy spektakl Mariusza Grzegorzka to aktorska reaktywacja "Jaracza" i powrót w to miejsce teatru precyzyjnego, domkniętego, a przy tym nieoczywistego i podejmującego rzeczywiste artystyczne ryzyko. Teatru jako głębokiej rozmowy o dziwnej istocie, jaką jest człowiek. To także teatr totalny. Na dopalaczach! O Grzegorzku reżyserze zwykło się mówić jako o "szamanie" z racji środków wyrazu, jakimi operuje (sztafaż jak z rytuału, pierwotna etniczna muzyka, do tego "wtręty" z popkultury) i tematyki - apelowania do szeroko rozumianej duchowości człowieka XXI wieku. Rzadziej mówi się, jak precyzyjny to inscenizator i interpretator. Różnorodność systemów znaków skumulowanych i złączonych z aktorem w jeden przekaz każe mówić o "Czarownicach z Salem" wręcz jako o teatrze totalnym. Najpierw jest przysłaniająca scenę czarna kotara - na "poszarzałym" nagraniu mijamy leśne konary. Coś dudni. Idealne miejsce, by spotkać czarownicę, i idealny cytat z kina