EN

27.12.2003 Wersja do druku

Jezus między reklamami. W Betlejem, czyli na dworcu

Tam, gdzie krzyżują się drogi podróżnych, gdzie spotykają się zamożni i żebracy, zabiegani i ci, którzy nigdzie się już nie spieszą - Teatr Montownia przedstawił w drugi dzień świąt historię o narodzeniu Chrystusa. Współcześni Józef i Maria wraz z Dzieciątkiem znaleźli się na warszawskim Dworcu Centralnym. Dwa spektakle obejrzała liczna widownia.

Święta rodzina z tobołkami, w drodze. Józef w dżinsach i podszytym wiatrem płaszczu, brzemienna Maria w powyciąganym szarym swetrze. Głodni i zmęczeni nie interesują nikogo, nikogo nie wzruszają. Dlaczego? Bo są święta i ludzie w gorączce uganiają się za upominkami. Piotr Cieplak, reżyser spektaklu, pokazuje, kim staliśmy się i jak niewiele rozumiemy z historii o narodzeniu Pana. Opowieść przeniesioną z betlejemskiej stajenki w nasze realia komentuje Święty Mikołaj, fałszywy, jak cały bożonarodzeniowy blichtr. Szołmenowi, chyba specjalnie na tę okazję porwanemu z supermarketu, wtórowały komercyjne kolędy. Wpadająca w ucho banalna melodyjka i wór prezentów - tylko tyle, dla wielu, znaczą dziś święta. Za scenę posłużyła aktorom hala główna dworca. Przystrojono ją wielkimi tekturowymi figurami wielbłąda, owieczek i osła. Były też palmy i choinka. Prezentowali je nieco surrealistyczni pomocnicy Mikołaja: górnik, góral i polski in

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita nr 300

Autor:

Bartosz Marzec

Data:

27.12.2003