"Słowacki umiera" Konrada Hetela w reż. Radosława Stępnia w Narodowy Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński.
Motto: "Jezu, jak się cieszę z tych króciutkich wskrzeszeń" (Lech Janerka). Można ten spektakl docenić na różne sposoby, między innymi na apofatyczny, czyli ucieszyć się z tego, czym ten spektakl nie jest. Nie jest: 1. postoperą, 2. performansem międzygatunkowym, 3. innymi tańcami, 4. memem, 5. wiecem, 6. interwencją, ani 7. przekroczeniem, czyli nie jest tym wszystkim, co wszyscy obecnie robią, od Mrozka przez Skrzywanka, Jaremkę, Kmiecika aż do Piaskowskiego. Nie jest kolejnym wykwitem, kolejnym produkcyjniakiem tego towarzystwa, w którym każdy chce tak samo lub ewentualnie BARDZIEJ. Aż trudno uwierzyć, że można inaczej, skoro młodzi zdolni tak nie uważają. Ale niestety, pajace, wreszcie ktoś coś zechciał STWORZYĆ, nie tylko przekleić z posta. Miałem obawę, czy "Śmierć komiwojażera" Radosława Stępnia, która tak mu wypaliła, którą tak mu doceniono, nie była tak naprawdę tylko wypadkiem przy pracy. Jeden dobry spektakl nawet się Jarzy