Po długiej przerwie Teatr Wielki ma znów w repertuarze "Jezioro łabędzie". Wprawdzie tylko z własną scenografią, kolejnym mistrzowskim dziełem Ryszarda Kaji, doskonale oświetlonym przez Jerzego Bojara i z własną orkiestrą, na ogół bardzo dobrze radzącą sobie z trudną muzyką Czajkowskiego, co jest zasługą dyrygenta Jacka Kraszewskiego. Widza ta koprodukcja jednak mniej obchodzi. Ważne, iż przedstawienie jest przepiękne. Powstałe - jak wiemy - ze szlachetnego zamysłu zjednoczenia wysiłków Teatru Wielkiego i Teatru Tańca oraz Szkoły Baletowej. Liliana Kowalska przywiodła z ul. Gołębiej na pegazową scenę całą gromadę filigranowych z pozoru, a zarazem wielce dojrzałych i doskonale przygotowanych do szczytowych zadań, łabędzi. Urokiem młodości i artystyczną dyscypliną od pierwszej chwili zdobyły widownię. Szczególnie podobało się popularne pas de quatre! Wraz z tradycyjnym, petersburskim układem Iwanowa (II i IV aktu), uczennice dyr. Kowa
Tytuł oryginalny
"Jezioro łabędzie" - wspólne i piękne
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Poznański nr 120