Jezioro. Plaża. Płasko - ani się odbić, ani zaczepić. Bywa, że z dużej chmury idzie mały deszcz, że góra rodzi mysz, a krowa, co dużo ryczy, mało mleka daje. Gdyby tak nie bywało, to i tych przysłów by nie było. Każda sztuka niesie ze sobą ryzyko. Dwa dodane do dwóch raz bywa szóstką, a raz ledwie pałą. Koń ma cztery nogi, a też się potknie. Szkoda, że jubileusz artystyczny 25-lecia pracy scenicznej Krystyny {#os#305} Jandy{/#} "uświetniła" porażka artystyczna warszawskiej premiery "Mewy" Czechowa w reżyserii Zbigniewa {#os#5967} Brzozy{/#}. Panna, madonna, legenda tych i tamtych lat chciała symboliczną klamrą - od Niny do Arkadiny - zamknąć pewien etap swej pracy scenicznej. Niestety, klamra już na etapie produkcji okazała się wybrakowana. Aż głupio się przyznać, że Janda, ta wspaniała skądinąd Rozhulantyna polskiego teatru, nie budzi tym razem żadnych emocji - może sobie być na scenie, może nie być, wsio rawno, kak gawari
Tytuł oryginalny
Jezioro
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 1-2