Ja się cieszę, że w moim życiu zatoczył się wielki krąg Różewiczowski. I właściwie uwielbiam taki teatr: wychowany na Witkacym, Schulzu, Gombrowiczu, całe życie wśród tych tematów się obracałem, a więc "podsumowałem się" właściwie - mówi Jerzy Stuhr w Polsce Gazecie Krakowskiej.
Tak Pan mocno tkwi w warszawskim spektaklu "Na czworakach" Tadeusza Różewicza (bo i Pańska reżyseria, i główna rola), że nie możemy praktycznie żadnego innego tematu podjąć. Kiedy Pan z tego wyjdzie? - Przecież to dopiero dwa tygodnie: 11 przedstawień plus 3 próby generalne. Czyli dopiero początek. A według mnie spektakl zaczyna żyć dopiero po 10 graniach. Nie wiem, nie rozumiem, dlaczego tak drażnię różnych recenzentów. Mówię wprawdzie w "Na czworakach" kwestię: "Różni recenzenci po gazetach nazwisko me hańbią, zasrańcy", ale to tekst Tadeusza Różewicza. Ciągle mi wytykają tony moralizatorskie. Dlaczego oni to piszą? Czemu ja nie mogę mieć swoich założeń moralnych, które chcę przekazać? Prezes Kaczyński może mieć swoje zdanie, a ja nie mogę? To mnie zadziwia, przecież prezentuję swoje poglądy! Ale ważniejsze: ludzie przychodzą zdumieni, że taki teatr jeszcze istnieje. Zapomnieli! Całe pokolenie wyrosło, które nie widziało s