Wbrew sugestiom Czytelniczki, choć z trudem, dotrwałem do końca spektaklu "Zabicie ciotki". Nie ukrywam jednak, że rzeczywiście nie rozumiem, dlaczego zrealizowano go w Wybrzeżaku (co zresztą sugerował już tytuł mojej recenzji: "Po coś pan to zrobił?). Wiem, że tekst Bursy jest głęboko osadzony w rzeczywistości stalinowskiej lat pięćdziesiątych. W realizacji Wiesława Górskiego nie dostrzegłem jednak żadnej teatralnej sugestii na ten temat - główny bohater grany jest przez chłopaka, którego nic nie odróżnia od jego rówieśników siedzących na widowni, a choć pozostali bohaterowie są teatralnie wystylizowani, to również bez jednoznacznych wskazówek, że rzecz dzieje się tuż po wojnie. Rezygnując z historycznego kontekstu, spektakl zdaje się mieć aspiracje do uniwersalności. A ta, niestety, zawiodła. To, co w czasach Bursy było na tyle niedorzeczne, że mogło być symbolem - gestem wyzwolenia z szarego, komuszego świata, w 1999 roku traci cech
Tytuł oryginalny
Jeszcze o "Zabiciu ciotki"
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki nr 117