Byłbym zmartwiony, gdyby ktoś uwagi moje o ujęciu inscenizacyjnym "Wesela" zrozumiał, jako dyskwalifikację przedstawienia. Tak nie jest: przedstawienia nie dyskwalifikowałem, nie mając po temu żadnych powodów. Próbowałem wytłumaczyć p. Wilamowskiemu, czemu sprzeciwiam się braniu tekstu za pretekst do rozwijania inwencyj, sprzecznych z autorem. Wielki repertuar pobudzi mnie nie raz jeszcze do zrzędności i przekory. Od lat panuje w teatrze choroba, która polega na praktykowaniu beztroskim konceptu, że Szekspir i Mickiewicz pisali libretta: teatr doda niejako muzykę i to grunt Muzyka więcej znaczy od libretta i rządzi się swoimi prawami, od których wara. Coś tutaj nie klapuje. Powtarzam: nie dyskwalifikowałem przedstawienia. Wręcz odwrotnie, mam poziom jego za wysoki, a to zasługuje nie na same słodkomdłe laksatywy, lecz na ocenę pełną i rzetelną, w której mogą i powinny się znaleźć i słowa cierpkiej prawdy. (W teorii) prawda nikomu nie zaszkodził
Tytuł oryginalny
Jeszcze o Weselu
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziś i jutro