- Jest wiele rzeczy, których nie udało mi się zrealizować, jak wystawienie "Dziadów" we Francji. Parę ról chciałbym zagrać, parę spotkań z wielkimi ludźmi przeżyć - mówi ANDRZEJ SEWERYN.
Czuje pan, że się panu w życiu udało? - Byłoby kokieterią, gdybym powiedział, że "nie, a skądże, jaki sukces". Ja jestem proletariuszem, moi rodzice rozwiedli się, jak byłem bardzo mały. Mama ledwo umiała pisać, a ojciec zrobił studia zaoczne już pracując. Nie znałem właściwie swoich dziadków. Nie mam więc za sobą żadnej kultury dworskiej, niewiele wiem o swojej przeszłości. Mówię o tym dlatego, żeby pokazać, skąd się tu wziąłem, jak to się zaczęło. Jest faktem, że dzisiaj moje nazwisko jest trochę znane, jedni mnie lubią, inni mnie nie lubią, zwyczajnie, jak to jest w sztuce. Od kilkudziesięciu lat prowadzę bardzo intensywne życie, niewiele w nim artystycznej głupoty, i to uważam za sukces. Nie oznacza to wcale, że grywałem w genialnych przedstawieniach same genialne role. Natomiast Bóg dał mi możliwości przeżycia ciekawych przygód artystycznych - cała praca we Francji, współpraca z Peterem Brookiem, Andrzejem Wajdą, Andrze