"Traviata" w reż. Janina Niesobskiej i Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.
To już doprawdy embarras de richesse, jaki w naszej dziedzinie rzadko się zdarza, a według praw rozsądku nie powinien zdarzać się wcale. Oto aż cztery teatry operowe (w Krakowie, Wrocławiu, Bydgoszczy i Łodzi) wystąpiły z premierami jednego dnia, na domiar wszystkiego w tym samym terminie, kiedy w salach na całym świecie, także w Polsce, można było obejrzeć transmisję znakomitego przedstawienia "Juliusza Cezara" Haendel z Metropolitan Opera. Dodam jeszcze, że szefowie dwóch teatrów postanowili wzbogacić swój repertuar o tę samą pozycję, czyli "Traviatę" Verdiego. Cóż, przynajmniej w tym ostatnim nie ma nic dziwnego: obchodzimy właśnie Rok Verdiego i Wagnera: Opera Wrocławska urządziła nawet Dni obydwu kompozytorów. Nasuwa się jednak pytanie, czy należy święcić tę okazję, urządzając inscenizacje kilku najpopularniejszych, dobrze znanych melomanom dzieł wielkiego twórcy? Czy nie lepiej byłoby przypomnieć wartościowe, a mniej znane opery -