Najbliższa sztuce była w tym przedstawieniu dekoracja. Seledynowo podświetlony horyzont, półkoliście rozpięte w połowie sceny białe płótno namiotu, który w epilogu podjedzie do góry na kształt żagla rejowego, u góry dwie zmięte szmaty, i jeszcze ustawiony na środku maszt z postrzępioną czerwoną materią, zwisającą bezsilnie po obu bokach drzewca: nie ma wiatru, jesteśmy w Aulidzie, za chwilę rozegra się tutaj sprawa Ifigenii, wyprawa zjednoczonych królestw greckich nie może wyruszyć pod Troję, gdzie swawoli w tej chwili z Parysem porwana Menelaosowi piękna i niewierna Helena. W tej oszczędnie zaprojektowanej dekoracji Krystyny Zachwatowicz rozegrać się może wszystko: żart przewrotny na tematy antyczne a la Giraudoux, epizod z podwórkowej ballady o wojnie trojańskiej (pamiętacie państwo, "Żył raz Menelaj, możny, bogaty - żonę miał piękne Helenę - co nie lubiła ciastek, herbaty - i ciągle miała migrenę..."), obsesyjny dramat "władzy",
Tytuł oryginalny
Jeszcze jedna Ifigenia
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowa Kultura nr 13