Pod koniec "musicalu w dwóch częściach" pt. "Jeszcze Dulska..." wystawionym w warszawskim Teatrze Ludowym pani Dulska śpiewa "programową" piosenkę "Bo ja jestem nie do zdarcia...". Istotnie: nie tylko komedia Zapolskiej wkorzeniła się głęboko w polski teatr, przeżywając co pewien czas kolejną którąś tam młodość, ale Dulscy nie bardzo mają ochotę wyprowadzić się z naszej współczesności pozateatralnej. A że teatrom naszym ciężko się z "Moralnością pani Dulskiej" rozstawać, więc poddaje się ją różnym uwspółcześniającym i odświeżającym adaptacjom, interpretacjom, makijażom czy przeróbkom. Ostatnio zabłądziła nawet do musicalu. Właściwie to nie musical. Jest tam sporo dialogu Zapolskiej bez zmian, dorobiono tylko klika nowych sytuacji scenicznych no i sporo piosenek, wyrastających z tych sytuacji i z dialogu, często, niestety, według formuły "i rzeczywiście...". Muzyka Jerzego Gaczka bardziej wzbogaca spektakl niż teksty piosenek, pe
Tytuł oryginalny
Jeszcze Dulska
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne nr 77