"Wujaszek Wania" Jarockiego mógł mocniej skomentować nasz nijaki stan duchowy, nasze życie, którym gardzić będą potomni. Przedstawienie nie osiągnęło najwyższej artystycznej próby. Chwilami pozostawia widzów zupełnie obojętnymi.
Jesteśmy rozczarowani. Jesteśmy zniechęceni. Nie mamy już siły na nic. Nie chce nam się chcieć. Obrzydł nam świat i otaczający ludzie, nawet ci bardzo bliscy. Wszystko marne i pospolite. O właśnie, pospolite. Życie nasze nie takie być miało. Czyja to wina, że jest tak, jak jest? Nasza. OD ŚCIANY DO ŚCIANY W "Wujaszku Wani" Czechow nie pozostawia cienia nadziei. Żadnych złudzeń. Wydaje nawet wyrok na naszą marność w imieniu przyszłych pokoleń. Te niekoniecznie będą od nas lepsze, ale z całą pewnością będą miały dosyć odwagi, by radykalnie nas ocenić: "będą nami gardzić, za to, żeśmy tak głupio, tak bez smaku przeżyli nasze życie". Ten dramat jest wyjątkowo przykry. Wolny od ostrych rozwiązań, strzelb strzelających w ostatnim akcie. Nic wielkiego się nie zdarzy. Strzelanina, do której dochodzi na tle sporu o przyszły los majątku, jest groteskowa i nieudaczna, jak wszystkie działania bohaterów. Nikt nikogo nie zabija, nikt nie pope�