- Będę może nieskromny, ale chyba rzeczywiście nikt na świecie tak jak rosyjscy pisarze nie opisał tajemnicy człowieka, a z drugiej strony, nigdzie życiem ludzkim nie pogardza się tak jak w Rosji. Nie jest lekko u nas żyć, by nie powiedzieć - żyje się strasznie - mówi Lew Dodin, dyrektor Małego Teatru Dramatycznego w Sankt Petersburgu, reżyser "Wujaszka Wani".
Rozmowa z reżyserem Lwem Dodinem [na zdjęciu] przed pokazem "Wujaszka Wani" w Teatrze Narodowym: Jak zmieniało się pana spojrzenie na Czechowa? - Mógłbym powiedzieć, że nie zmieniło się wcale, bo niezmiennie raz mnie śmieszny, innym razem zasmuca - a przecież przestał być dla mnie klasykiem. Pamiętam nasz paryski "Wiśniowym sad", myśleliśmy o nim jak o XIX-wiecznym teatrze. Nawet gdy czuliśmy, że mówi o naszych uczuciach, baliśmy się z nimi utożsamić. Czas płynął i dystans się zmniejszał. Jeszcze do "Sztuki bez tytułu" dodałem muzykę jazzową, reżyserowałem w duchu improwizacji. Kiedy powstawał "Wujaszek Wania", wiedziałem, że wystarczy sam Czechow bez dekoracji. Nie musieliśmy już rozmawiać, jak trzeba chodzić po scenie, co robić, kim jest doktor Astrow. Mówiliśmy o naszym życiu. Im bardziej łączymy Czechowa ze sobą, tym bardziej tekst staje się naszym intymnym wyznaniem. Dziś to dla mnie największa wartość. Jak będzie w prz