- Zawsze przychodził po cichu, stawał w drzwiach i mówił tym swoim spokojnym głosem: 'Wiesz co, coś bym zjadł'. Albo: 'Napiłbym się kawy, tylko nalej mi tak troszeczkę mlika. Nie, nalej mi śmietany - tak dużo... - góralka Zofia Budzyńska opowiada o świątecznych wizytach GUSTAWA HOLOUBKA i MAGDALENY ZAWADZKIEJ w Bukowinie Tatrzańskiej.
Może tylko mi się zdaje, że umarł? - zastanawia się Zofia Budzyńska, góralka z Bukowiny Tatrzańskiej, przyjaciółka Gustawa Holoubka i jego rodziny. - Przecież nieraz jest tak: stoję przy kuchni, coś mieszam w garnkach i zdaje mi się, że jak się odwrócę, to zobaczę Gucia przy stole. Zofia i jej mąż Jan prowadzą w Bukowinie pensjonat. Przez trzy dekady gościli u siebie Holoubków podczas wszystkich wakacji, każdego Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Podczas tych lat Zofia z Gustawem przegadała - jak mówi - chyba ze sto nocy. Zawsze w kuchni, zawsze nad pajdą chleba z masłem i solą albo przy papierosie 'takim cieniutkim jak słomka, że praktycznie nie ma go wcale'. Chociaż za papierosy to ona go akurat goniła. - Jedno płuco masz - mówiła. - Rzuć to. Nie słuchał. Poznałam go od razu W 1979 roku Gustaw Holoubek nie ma już owych legendarnych kruczoczarnych włosów. Nie jest też tym dawnym mężczyzną o wychudłej, zapadniętej twarzy, który po