"Lulu" w reż. Michała Borczucha w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Aneta Głowacka w Opcjach.
Okładkę programu Lulu Franka Wedekinda w reżyserii Michała Borczucha zdobi kobiece ciało opięte obcisłym kostiumem - chociaż równie dobrze mogłoby to być ciało dziecięce. Wiek zaciera się na nim z taką samą zaciętością, z jaką lateksowa tkanina przykrywa oznaki płci. Trzeba jeszcze dodać, że nie jest to cała postać, a zaledwie jej część - ta od pasa w dół, wykadrowana tak, by wyeksponować waginę. O nią będzie się przecież toczyć awantura w życiu tytułowej bohaterki. Niewielki przedmiot męskiego pożądania nakręci farsową spiralę zdarzeń. Michał Borczuch, z jednej strony, idąc za modą na Wedekinda (w ostatnim czasie w polskich teatrach pojawiło się kilka inscenizacji sztuk niemieckiego autora), z drugiej - wkraczając na teren odkrywany od jakiegoś czasu przez teatr (dziecięca seksualność i pedofilia), zdecydował się na wystawienie pierwotnej, nieocenzurowanej wersji dramatu w bardzo dobrym przekładzie Moniki Muskały (liczący b