- Przez całe życie prowadziłem obfitą korespondencję z wieloma osobami, ale jej większość niszczyłem, zachowywałem tylko listy dla mnie naprawdę istotne, a takie właśnie pisywał Wojciech Skalmowski. Podobnie istotna jest dla mnie wieloletnia korespondencja ze Stanisławem Lemem, po jego śmierci byłem zatem gotów zgodzić się na jej upublicznienie, niestety po chwilowym entuzjazmie rodzina pisarza sprzeciwiła się temu pomysłowi - mówi Sławomir Mrożek w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego".
Andrzej Franaszek i Jan Strzałka: "Zawsze chciałem umrzeć tak, żeby przedtem mieć czas na usunięcie śladów po sobie. Nawet moje fajki spalić" - pisze Pan w jednym z listów do wieloletniego przyjaciela, Wojciecha Skalmowskiego. Tymczasem autobiografia "Baltazar", wydane przed dwoma laty listy do Jana Błońskiego czy mająca być tematem naszej rozmowy korespondencja ze Skalmowskim świadczą o tym, że dziś nie zależy już Panu na tak całkowitej dyskrecji... Sławomir Mrożek: - Przez lata miałem koncepcję, by zacierać za sobą wszelkie możliwe ślady. Dlatego też w swoim czasie zdecydowałem się zamieszkać w Meksyku, dokąd wyjechałem głównie po to, by zniknąć - może nie w ogóle, ale zniknąć ze sceny, uciec od głupoty, która latami doskwierała mi w Paryżu, czy w ogóle na Zachodzie. Mierziło mnie szczególnie hasło "walki o pokój", powtarzane bez przerwy przez francuską lewicę i wszystkie tzw. siły postępu. Wiedziałem o komunizmie cokolwiek wi�