Czy naprawdę tak wyglądają prace najciekawszych młodych polskich reżyserów? - o spektaklu "W mrocznym mrocznym domu" w reż. Grażyny Kani z Teatru Narodowego w Warszawie na XV Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.
Na równo usypanym żwirku, pod zieloną ścianą roślin, z upływem czasu przesuwającą się w głąb sceny, rozgrywa się spektakl podzielony na trzy części. Każda z nich stanowi w istocie rozmowę pomiędzy bohaterami. Nie ma muzyki, nie ma efektownych chwytów inscenizacyjnych, jest tylko tekst i aktor. A właściwie tylko tekst. Historię tego rodzinnego - a również mojego osobistego - dramatu rozpoczyna niemiłosiernie długa scena spotkania dwóch braci. Jeden jest - i nie mamy co do tego jakichkolwiek złudzeń od pierwszych minut spektaklu - palantem, pijakiem, hulaką i mięczakiem, którego tryb życia wpędził do szpitala dla obłąkanych. Jego degrengolada objawia się głównie w posługiwaniu się nazbyt młodzieżowym slangiem i w ogólnym cwaniactwie. Rezerwuar narzędzi Marcina Przybylskiego ogranicza się do częstego przeklinania. Zaś najmroczniejsze traumy związane z wyjawianą bratu prawdą o niejakim Todzie, który miał molestować go w dzieciństw