- Pomimo takiego poplątania i niewiarygodnych sytuacji mogło się to wydarzyć naprawdę. I niekoniecznie tylko w Anglii. Dodałem jeszcze trochę swojego wariactwa i żartów, bacząc, by "w tym szaleństwie była metoda" - STEFAN FRIEDMANN o farsie, którą pokaże w Krakowie.
Wacław Krupiński: Rzadko odwiedza Pan Kraków, miejsce swego urodzenia? Stefan Friedmann: Po rodzinie zostały wspomnienia. A w moje dzieciństwo ktoś wszedł z butami. Przy Warszawskiej, gdzie mieszkałem z dziadkami, jest teraz sklep z obuwiem. Aktor i satyryk - w której z tych ról czuje się Pan lepiej? - Nie jestem satyrykiem, raczej humorystą. I to mi pomaga w aktorstwie. Do tego dochodzi jeszcze reżyseria - zwłaszcza komedii, wszak - jak Pan przyznaje - poczucie humoru wyssał z mlekiem ojca, Mariana, znakomitego aktora komediowego... - Tata był niesłychanie dowcipnym i lubiącym robić żarty człowiekiem. To właśnie on jest autorem najzabawniejszej anegdoty teatralnej. Po rozmowie z dyrektorem Erwinem Axerem powiedział do kolegów: "Słuchajcie Axer odchodzi!" - "Jak to?" - zdziwili się. "A no zwyczajnie! Powiedział do mnie: "Panie Friedmann, będziemy musieli się rozstać!". A prawdziwa to anegdota, że oblał Pan egzamin do szkoły t