- Wyobraźnia reżysera nie powinna przytłaczać innych twórców. I tak to ja na końcu muszę wszystko spiąć w jedną wypowiedź. Zawsze ich słucham, nawet jeśli myślą, że tak nie jest - z Pawłem Aignerem rozmawia Karol Suszczyński w kwartalniku Teatr Lalek.
Karol Suszczyński: Na Wydział Lalkarski w Białymstoku dostałeś się w 1989 roku. Skąd pomysł, żeby tam zdawać? Paweł Aigner: Teatrem zainteresowałem się, kiedy zobaczyłem pierwszy reflektor - na swój sposób zafascynował mnie. Światło i w ogóle całość wydawała mi się jakaś inna niż w życiu. W Warszawie uczęszczałem kilka lat do Ogniska Teatralnego Jana i Haliny Machulskich. To ważne miejsce, bo właśnie tam dowiedziałem się, do czego on, ten reflektor, służy. Pociągał mnie nie tylko teatr dramatyczny czy psychologiczny. Fascynował mnie teatr formy, zwłaszcza ten bliższy sztukom fizycznym: oparty na ruchu i emocjach, a mniej na tekście. Bywałem w teatrze Szajny, Grzegorzewskiego. Do dzisiaj, kiedy jeżdżę po świecie, odwiedzam miejsca związane z tańcem, obrzędami czy z teatrem masek. O Wydziale dowiedziałem się od koleżanki, ona mnie tam wysłała. I na jakiś czas tam zostałem... K.S.: Byłeś zadowolony z tej decyzji? P.A.: Tak! Tym