Kiedy mówimy o śmierci, mówimy o życiu. Bez śmierci nie ma życia. Myślę, że istnieje między nimi równowaga. Wokół niej krąży sztuka, zadaje pytania i wprowadza tlen do naszego życia, naszego społeczeństwa - mówi reżyser Jan Lauwers.
DOROTA SEMENOWICZ W pokazywanej w Polsce trylogii "Sad Face/Happy Face" ("Pokój Izabelli", "Sklep z homarami", "Dom jeleni") nawiązuje Pan bezpośredni kontakt z widzem. Na początku pierwszej części wychodzi Pan na scenę i zwraca się do widowni, przedstawiając postaci, wyjaśniając, skąd pochodzą elementy scenografii. Jak opisałby Pan relację między aktorem a widzem w Pańskim teatrze? Czy myśli Pan o publiczności w trakcie pracy nad spektaklem? JAN LAUWERS Raczej nie. "Trylogia" jest o człowieczeństwie. Wcześniej moje spektakle były, powiedzmy, bardziej hermetyczne, wytwarzały większy dystans między nami a publicznością. Po 2001 roku świat zaczął się zmieniać, w bardzo zły sposób - wciąż się tak zmienia - i prowokacyjny aspekt sztuki stracił na znaczeniu. Świat stał się bardziej prowokacyjny. Pomyślałem, że sztuka powinna zadawać teraz innego rodzaju pytania. JAKUB SNOCHOWSKI Przed 2001 rokiem Pana sztuka miała szokować, miała być