- Łódzką Filmówkę skończyłam sześć lat temu i niemal natychmiast wpadłam w sieć propozycji komercyjnych. Z takiego jestem pokolenia. Chcieliśmy się temu na początku opierać, ocenialiśmy to negatywnie, no ale to była trochę taka walka z wiatrakami. Część moich kolegów ucieka przed działalnością komercyjną, pracuje w teatrach, ja też czasami pojawiam się na scenie - mówi warszawska aktorka AGNIESZKA DYGANT.
Dobrze się pani czuje w polskim show-biznesie? - Myślę, że się w nim odnajduję. Podoba się on pani? - Kiedy pracuję z profesjonalistami, ciekawymi reżyserami, jak najbardziej. Ale oczywiście bywają i mniej zabawne sytuacje. Jak wszędzie. No dobrze, ale jaki on właściwie jest, ten nasz show-biznes: jeszcze prowincjonalny, czy już bardziej hollywoodzki? - Nie wiem, nigdy nie byłam w Hollywood, ale wiem, jak było u nas jeszcze cztery, pięć lat temu i co opowiadają moi starsi koledzy. Myślę, że polski show-biznes zmienia się na lepsze, choć nie można zapominać, że w ciągu ostatnich 15 lat wszystko wywróciło się do góry nogami. Dziś realizuje się inną literaturę niż kiedyś, inne jest tempo pracy, zmieniły się oczekiwania widzów, inne są stawki. Daniel Olbrychski, z którym miałam okazję pracować, opowiadał mi, że za rolę Kmicica w "Potopie", nad którą pracował dwa lata, dostał równowartość małego fiata. Z drugiej strony miał