EN

8.03.2011 Wersja do druku

Jest się z czego śmiać

"Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej" pod opieką art. Andrzeja Poniedzielskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

Barszczewska, Damięcki, Grodzieńska - recepta na codzienne smutki. Powolny, ale wyraźny proces obumierania kabaretu literackiego trwa. Zamiast finezyjnych gier słownych i aluzji mamy przedrzeźnianie, małpowanie, strojenie min i grube żarty. A jednak są jeszcze ostatni Mohikanie, którzy z miłości do wyrafinowanego dowcipu, do uśmiechu lekkiego i bez pretensji do zbawiania świata, próbują dowieść, że i w języku można szukać niewyczerpanych zasobów zabawy. Należy do nich Grażyna Barszczewska, która z anielską cierpliwością pozlepiała z fragmentów rozmaitych tekstów Stefanii Grodzieńskiej i piosenek jej męża Jerzego Jurandota pełen urody wieczór kabaretowy - "Sceny niemalże małżeńskie". Rzecz ułożyła bez wysokich przesłań historycznych, ideowych czy metaforycznych, choć i taka pokusa nie była jej obca. Na szczęście zrezygnowała z tonu zbyt wysokiego, sięgając po teksty codzienne, po dowcip z pozoru łagodny, choć w istocie cięty, al

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Jest się z czego śmiać

Źródło:

Materiał nadesłany

Przegląd nr 10/13.03

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data:

08.03.2011