Długo wypadło czekać na wprowadzenie do repertuaru Opery Śląskiej dzieła z epoki, poprzedzającej przełomową dla tego gatunku twórczość Wolfganga Amadeusza Mozarta. Moje oczekiwania, którym kilkakrotnie dawałem wyraz, dotyczyły zwłaszcza oper późnego baroku. I oto doczekałem się, a wraz ze mną "opero-fani", wystawienia przez bytomski teatr jednego z .najbardziej reprezentatywnych dla nurtu barokowej opery dzieła rodem z Neapolu - "La serva padrona" Giovanniego Battisty Pergolesiego. Pojawiło się ono w towarzystwie innego dzieła - "Il maestro di cappella" Domenica Cimarosy, kompozytora również przez wiele lat związanego z Neapolem, choć nieco później.
Obydwie pozycje - opera Pergolesiego i rozbudowana do rozmiarów kantaty Aria buffo Cimarosy reprezentują treści pogodne, nasycone komizmem. Radość więc podwójna i tak też odbiera ów mariaż większość słuchaczy a zwłaszcza widzów, co nie oznacza, że wyrażam dezaprobatę dla muzycznego kształtu zaprezentowanego spektaklu, któremu nadano tytuł "Il maestro finito" Został on od strony muzycznej przygotowany optymalnie, to jest - w oparciu o kameralny skład zespołu instrumentalnego, złożonego z wyselekcjonowanych z orkiestry operowej muzyków bezbłędnie wykonujących powierzone im zadania oraz dwoje odpowiednich solistów śpiewaków i trzeciego w roli niemej. Sposób, w jaki uczynił to Jerzy Salwarowski, jest najlepszym argumentem na rzecz słuszności otwarcia tym spektaklem Sceny Kameralnej Opery Śląskiej, choć nie taję swych zastrzeżeń co do pomysłu scalenia tu pod wspólnym tytułem dwu gatunkowo i stylowo różnych, dzieł. Z całą świadomością u