Czy domy kultury naprawdę są od tego, by przygotowywać wystawne festiwale dla wszystkich, czy bardziej winny przytulać do siebie i hołubić pasjonatów - zastanawia się Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.
Ileż problemu sprawia nam czasem przyjęcie innego punktu widzenia, niż nasz własny, prawda? Przy okazji grudniowej, 19. edycji Łódzkich Spotkań Teatralnych pojawiły się publicznie wypowiadane głosy, że to nawet dobrze, iż grupa ludzi do niedawna związanych z tym festiwalem i Łódzkim Domem Kultury organizuje własną imprezę (zakończone w miniony weekend Spotkania 2010). Dlaczego dobrze? Bo to, po Nowej Klasykce Europy, festiwalu Teatru Jaracza, i wspomnianych ŁST, kolejne w krótkim odstępie czasu fajne wydarzenie kulturalne w Łodzi. Słowem - jest ruch, dzieje się! Czy taki ruch naprawdę jest objawem zdrowia? Zamiast dużej imprezy o wspaniałej tradycji i historii sięgającej lat 60. mamy jeden dość bogaty, szukający nowej formuły festiwal z dobrymi teatrami zagranicznymi, i drugi - zorganizowany za marne grosze, ale dla i przez ludzi z pasją, czujących się spadkobiercami idei ŁST. Rodzi się pytanie: czy domy kultury naprawdę są od tego, by przygot