"Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Radosława Rychcika w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborzcej - Kraków.
Krętymi drogami idzie myśl Radosława Rychcika - wydaje się, że najmniej interesuje go Wyspiański. "Wyzwolenie" wychyla się tu od czasu do czasu zza lawiny pomysłów i tematów. Rychcik umieścił "Wyzwolenie" w klasie szkolnej. Współczesnej, polskiej, ale też jakby trochę amerykańskiej (w jakiej polskiej klasie są wiatraki pod sufitem?). Zaczyna się tak: nauczyciel (Rafał Dziwisz) opowiada uczniom o obozach zagłady, uświadamia im, że wojna to też smród palonych ciał, a ci, co twierdzą, że nic nie wiedzieli - kłamią. Jako ilustracja - wyświetlane obok tablicy zdjęcia z obozów. Młodzież siedzi do nas tyłem, więc nie widzimy reakcji, ale nie wydaje się przesadnie wstrząśnięta. W przygaszonym świetle do klasy niespodziewanie wchodzi gromadka w obozowych pasiakach, spogląda na widzów. Po co? Żeby przypomnieć o historii, która może powrócić? Ale żeby takim grubym chwytem? Mizerna wspólnota Później nauczyciel znów przypomni o nieheroi