Kłopoty finansowe dotknęły także kulturalne święto Europy - festiwal w Salzburgu. Przyjechało mniej gości, ale winą obarcza się za to głównie jego szefów - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Tego nie było tu od lat: niemal na wszystkie spektakle i koncerty w Salzburgu bez kłopotu można jeszcze dostać bilety, a wiele z nich jest w ostatniej chwili przecenianych. Dotyczy to, rzecz jasna, najdroższych miejsc po 200 czy 300 euro, gdyż w czasach kryzysu ludzie nie są skłonni do kulturalnych szaleństw. Przed teatrami festiwalowymi pojawiła się więc nowa kategoria widzów liczących na ostatnią szansę. Kiedyś chodzili oni z kartką: "Kupię bilet". Teraz ten napis się wydłużył: "Kupię bilet za rozsądną cenę". Puste miejsca widoczne na widowni stały się okazją do rozliczeń dyrekcji. Zarzut jest prosty: gdyby występowało więcej gwiazd, Salzburg nie miałby dziś takich kłopotów. Tymczasem obecny szef festiwalu, reżyser Jürgen Flimm, rozpoczynając urzędowanie jesienią 2006 roku zapowiedział, że interesują go wartościowi artyści. To zaś, czy ktoś jest na topie, ma dla niego drugorzędne znaczenie. Flimm postanowił na ciekawy program.