"Elsynor" w reż. Grzegorza Gołaszewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
Nie jestem graczem komputerowym, ale ciekawi mnie zderzenie teatru z nową dziedziną sztuki, za którą można dziś już uznać gry komputerowe. Problem polega tylko na tym, że twórcy gier korzystają z najnowocześniejszych technologii, a w teatrze co najwyżej z projekcji wideo. Wiem, że twórcy i fani przedstawienia odsądzą mnie od czci i wiary, nazwą głupkiem, który nie ma pojęcia o grach komputerowych, a się wymądrza. Chciałbym tylko powiedzieć, że nie trzeba grać na organach, by oceniać grę organisty. "Elsynor" Grzegorza Gołaszewskiego i Szymona Adamczaka trwa ledwie 70 minut, a mnie się wydawało, że trzy godziny. Panowie scenarzyści mieli wyraźny kłopot, aby się zdecydować, o czym chcą w swoim spektaklu opowiedzieć: o uzależnieniu, o graczach, którym świat rzeczywisty miesza się ze światem wygenerowanym przez autora gry, czy może o utożsamianiu się z postaciami, które mogą stwarzać, albo wreszcie o tym, jak tworzy się gry komputerowe.