Spotkanie z Telewizją, po paru tygodniach prawie zupełnej rozłąki - jeśli nie liczyć hańbienia się współpracą, o czym pisałem w zeszłym tygodniu - przypomina powrót do domu, z urlopu. Włazi człowiek trochę niepewnie do mieszkania, zagląda tu i ówdzie, czy wszystko na miejscu, wsuwa nogi w stare, wydeptane kapcie i z ulgą zapada w fotel. Nic się nie zmieniło - wszystko po staremu. Rozstawałem się z Telewizją z uczuciem ulgi, trochę przemęczony obowiązkowym oglądaniem kanikularnego programu, ale witam się z nią bynajmniej nie jak recydywista z więzieniem. Co tu ukrywać - stęskniłem się za migającą sztuką. Mniej mi przeszkadzają realizacyjne kiksy, mniej rażą usterki techniczne. Cóż, że brak dźwięku - przecież jest obraz! Nie ma obrazu? Nic to, słychać przecież. Poważnie, myślałem, że będzie gorzej. Przypuszczałem, że gdy po rozstaniu spotkam się znów z telewizyjną Muzą, pstryknę i - zobaczę mleczny ekranik. Wielokro
Tytuł oryginalny
Jesienne spotkanie
Źródło:
Materiał nadesłany
Kobieta i Życie nr 41