Czym zajmowałby się pan i gdzie by pan był, gdyby nie koronawirus? I co pan robi teraz? - w pierwszym odcinku nowego cyklu Gazety Wyborczej na pytania Jacka Szczerby odpowiada Jerzy Stuhr.
Gdyby nie koronawirus, byłbym w próbach nowej sztuki złożonej z dwóch utworów, która opowiada o spotkaniu Stalina z radzieckimi artystami. Teatru 6. Piętro w Warszawie. Sztuka nazywa się "Noc inżynierów dusz". Reżyseruje Eugeniusz Korin, ja gram Stalina otoczony wspaniałymi kolegami - Olgierdem Łukaszewiczem, Krzysiem Stroińskim, Bartłomiejem Topą. Na razie siedzę w domu i uczę się tekstu. Nie mogę się poddać. Ukryłem się na wsi. Wydaje mi się, że tu jest bezpieczniej. Jednocześnie czytam, po raz któryś, "Czarodziejską górę" Manna. To wiekopomne dzieło, które uczy pokory i tego, jak trwać w warunkach ekstremalnie trudnych dla siebie i innych. Wcześniej czytałem 40 polskich sztuk współczesnych, bo jestem w kapitule Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Mieliśmy wideokonferencję, na której wytypowaliśmy finałową piątkę. Pracujemy, chociaż tegoroczny Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni został odwołany. D